Kiedy byłam mała, to był jeden z moich ulubionych dni w roku. Przed wyjściem do przedszkola, wyjmowaliśmy z bratem słodycze z butów, zostawione przez skrzata czy coś tam… Tymczasem, w dorosłym życiu (czyt. przed wyjściem do pracy), stęskniona za domem, zadzwoniłam do mamy i pytam:
Najbardziej spontaniczne wakacje EVER. Pierwsze prawdziwe, po dwóch latach w korporacjach, po nieprzespanych nocach między pracą, uczelnią, treningami, blogiem... spakowałam walizkę i polecieliśmy na drugi koniec świata złapać słońce.
Warszawę kocham za to, że daje energię. Miasto oferuje tak wiele, każdy dzień można spędzić inaczej.
Większość moich weekendów spędzam na uniwersytecie. Kiedy rano pakuję się przed wyjściem, zamiast zeszytu zabieram laptopa, a długopis najczęściej zastępuję telefonem. Mam notatnik, ale na pierwszej (i jedynej) zapisanej stronie widzę „kup cytryny” i kilka rysunków z kategorii bliżej niesprecyzowanej. A o cytrynach i tak zapomniałam.
Kopertówka. Najlepsza towarzyszka drobiazgów podczas wieczornego wyjścia. Kiedyś dama nie nosiła torebki, bo była od tego służąca, albo mężczyzna… :) W latach dwudziestych XX wieku kobiety chyba stwierdziły, że mają dość uzasadniania „to tylko najpotrzebniejsze rzeczy” i zaczęły się usamodzielniać, eksperymentując z kolorami, kształtami i ozdobami.
W poniedziałek, dzień po przebiegnięciu Maratonu Warszawskiego
zwyczajnie poszłam do pracy. Może chodzeniem tego bym nie nazwała, aczkolwiek satysfakcja i tak była silniejsza niż
ból mięśni i stawów. Natomiast we wtorek,
dostałam pierwsze w życiu zwolnienie lekarskie, przez uwaga, uwaga… zapalenie spojówek. Nie ma to jak przeżyć
przygotowanie w 25 dni i po
maratonie leczyć oczy.
Lubię biegać.
Biegam od kilku lat, ale jednorazowo maksymalnie 5-6 kilometrów. Przed podjęciem tej decyzji, nigdy nie przebiegłam 10 km na raz. Mając siłę opublikować ten post 25
dni później, po 42,195 km pokonanych
w dzisiejszym maratonie, wierzcie mi, to najlepsza dawka pozytywnej energii w moim życiu.
Nie
zapomniałam o blogu. Nie
zrezygnowałam, ale zakładając go trzy miesiące temu w dość stabilnym momencie
swojego życia, nie wiedziałam, że nadchodzi ten najbardziej przewrotny. Od
ostatniego posta zmieniłam pracę, przestałam być singielką :) i powoli zbieram się do
przeprowadzki w Warszawie.
Jest
29 maja. Nieprzypadkowo przyjechałam do domu rodzinnego i spędzam popołudnie na
tarasie, na którym dokładnie 5 lat temu
zrobiłam projekt z liści do
portfolio. Ostatecznie nie przyjęto mnie do szkoły projektowania ubioru, ale z
perspektywy czasu, to najlepsze, co mogło mnie spotkać.
T-shirt, początkowo noszony jako bielizna przez amerykańskich żołnierzy, następnie spopularyzowany wśród nastolatków. Kobiety, (jak to zazwyczaj bywa), musiały się nieco zastanowić i przyjęły go jako element swojej garderoby dopiero na początku lat 60.
Jeden
z moich znajomych, zamiast standardowego dobranoc,
pisze „miękkiej podusi”. I ma rację. Poduszki mają być miękkie i ma być ich jak najwięcej. Niestety, żeby było ich na tyle,
ile bym chciała, musiałabym dużo wydać, a wydatków jest zawsze ZA dużo.
„Diamonds are a girl's best
friend” śpiewała Marilyn Monroe w filmie Mężczyźni wolą blondynki. Nie od dziś
wiadomo, że kobiety kochają biżuterię
– co więcej, wytwarzano ją już w starożytności. Wykorzystywano między innymi
muszelki, kolorowe kamyczki, rybie ości i zwierzęce kły.